I wygrał lepszy! Miśki z Bostonu to drużyna, która lepiej prezentowała się w całym finale. I choć to Orki z Vancouver zdobyli Presidents' Trophy (za zwycięstwo w sezonie zasadniczym), to niedane im było wznieść do góry Puchar Stanley'a. Jubileusz 40-lecia gry w NHL nie został ukoronowany zdobyciem najcenniejszego hokejowego trofeum na świecie.
Dlaczego Vancouver przegrało? Przede wszystkim dlatego, że "pary" Orkom starczyło tylko na dwa pierwsze mecze. Zupełnie zawiedli bracia Sedinowie. Daniel, który był najlepiej punktującym zawodnikiem sezonu zasadniczego, zdobył w finale tylko 4 punkty. Henrik, 4. w tabeli po sezonie, grał jeszcze gorzej i zdobył tylko jeden punkt. Następna katastrofa to gra w przewadze. Najlepszy zespół w regular season nie potrafił wykorzystać tego elementu gry, który miał być ich największą bronią. Roberto Luongo, który pomimo, że był dwukrotnie wybierany najlepszym zawodnikiem meczu (w meczach nr 1 i 5) i który dwa razy zaliczył shutout (cały mecz bez straconej bramki), to jednak biorąc pod uwagę całe finały zawiódł strasznie. W meczach nr 3 i 4 wpuścił razem 12 bramek, a w meczach nr 6 i 7 - 6 bramek. Jego niektóre interwencje pozostawiały wiele do życzenia i kilka razy sprawiał wrażenie zagubionego i niewiedzącego co się dzieje. Generalnie Vancouver nie wytrzymało presji, jaka z racji wygrania RS i okrągłego jubileuszu ciążyła na nich. Szkoda, bo brakowało tylko tego jednego zwycięstwa.
Dlaczego Boston wygrało? To chyba jasne! Ponieważ ich największa gwiazda nie zawiodła, jak to było w przypadku Vacouver. Czterokrotnie wybierany najlepszym zawodnikiem meczu (w meczach nr 3, 4, 6 i 7), dwukrotnie zaliczył shutout w tych finałach (a niewiele mu brakowało do czterech SO), zdobył Conn Smythe Trophy (nagroda dla najbardziej wartościowego zawodnika playoffs) i na pewno zdobędzie Vezina Trophy (nagroda dla najlepszego bramkarza - każdy inny werdykt byłby sporym skandalem). Mowa oczywiście o Timie Thomasie.
TIM THOMAS BYŁ, JEST I BĘDZIE WIELKI!!! To taki zawodnik, którego trudno złamać i w całych finałach nie pozwolił się zdominować. "Timmaha" bronił z żelazną konsekwencją i wszystkie 3 wygrane przez Orki mecze kończyły się tylko jednobramkowymi zwycięstwami (np. w meczu nr 1 po bramce na 19 sekund przed końcem, a w meczu nr 2 po dogrywce). Jednak to nie Tim strzelał bramki. Boston był w tym sezonie zespołem kompletnym. Fenomenalny bramkarz i wielcy gracze z pola, jak: David Krejci, Brad Marchand (najlepszy ofensywny gracz teamu), Patrice Bergeron, Nathan Horton, Michael Ryder, Mark Recchi, a także obrońcy Dennis Seidenberg, Tomas Kaberle, Johnny Boychuk i oczywiście kapitan Zdeno Chara, który zakończył te playoffs z wynikiem +16 w klasyfikacji +/-. Duże znaczenie miał też powrót w trzecim meczu Shawna Thorntona, który znacząco odmienił oblicze drużyny. Miśki to taki zespół, który potrafił wygrzebać się z 0-2. Dwukrotnie im się to udało w tym sezonie, najpierw z Montreal Canadiens, a teraz z Vancouver Canucks. Po ubiegłorocznej wpadce z Philadelphia Flyers (przegrali 3-4 prowadząc w serii 3-0), nie pozostało żadnego śladu. Trener i gracze z Bostonu wyciągnęli wnioski i zasłużenie zdobyli w tym sezonie Puchar Stanley'a. Zresztą żaden zespół nie zdobywa pucharu niezasłużenie. Trzeba się nieźle napocić, żeby móc cieszyć się i unieść w górę to trofeum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz